czwartek, 21 lutego 2019

DLACZEGO LEPIEJ DOGADUJĘ SIĘ NIE PO POLSKU !


   Dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Pomyślałam, że to idealny moment, aby poruszyć temat nauki języków, ich użyteczności w codziennym życiu i zwyczajnie sposobu wyrażania swoich myśli.          
  Odkąd pamiętam zawsze byłam osobą skrytą i raczej zamkniętą w sobie. Nic wiec dziwnego, że kontakt z innymi przychodził mi z wielkim trudem. Mając swoje zaufane grono przyjaciół czy rodzinę w większości przypadków w rozmowie czułam się  dobrze, komfortowo i bezpiecznie.  Zawsze jednak pojawiał się problem z wyrażeniem swoich myśli nawet w stosunku do obcych ludzi, a czasem nawet również do tych bliskich mojemu sercu. Pierwsze grupowe wyjście na studiach, pierwsze poznanie nowych ludzi, nowy chłopak, nowa praca. To wszystko kosztowało tyle wysiłku. Co więcej,
wiązało się nie tylko z przełamaniem bariery nieśmiałości, ale także obaleniem muru związanego z wyrażeniem tego co tak naprawdę siedzi w mojej głowie. Zawsze plątałam się w słowach i zamiast powiedzieć normalnie o co mi chodzi wyszukiwałam dziwnych, wysublimowanych zwrotów. Być może, a raczej z pewnością chciałam dobrze wypaść w oczach rozmówcy. Skutek był jednak wręcz odwrotny! Pogmatwanie z poplątaniem i w rzeczywistości zero sensu wypowiedzi. W sumie, nie oszukując, do dzisiaj zachowała się we mnie "ta" stara cząstka starej wersji mnie. Gdy staram się wytłumaczyć coś w ojczystym języku osobie, która ma dla mnie większe bądź mniejsze znaczenie, i przy której nie czuję 100 % zaufania, znów powtarzam stare schematy. Z pewnością cześć z Was boryka się z takim samym problemem w codziennym życiu. Oczywiście może on mieć różne podłoża, związane z charakterem, nieśmiałością, brakiem zdecydowania czy chociażby brakiem oczytania ( zaznaczam sama tez nie uważam się za taka osobę).    
    A jak to jest rozmawiać w języku obcym? Czy powtarzamy te same schematy?  Osobiście zauważyłam, że rzeczywiście potrafię sprecyzować przejrzyściej i prościej to, co mam do powiedzenia, czy to w języku angielskim czy teraz nawet po hiszpańsku. Myślę, że dzieje się tak za sprawą ograniczonego słownictwa. Gdy masz w głowie jedno znaczenie a nie tysiąc synonimów, mówisz tylko to co chcesz. Nic nie zaprząta Ci głowy! Ani użycie odpowiedniego wyrazu w danym kontekście, ani poprawna odmiana, chcesz po prostu być zrozumiany! Tym samym paradoksalnie ułatwia Ci to swobodną komunikację. Oczywiście są momenty, gdy brakuje kluczowych słówek i z pewnością jest to bardzo frustrujące. Wszystko jednak można jakoś wytłumaczyć i zazwyczaj niepotrzebnie obawiamy się krytyki. Chyba najważniejsze jest to, aby się wzajemnie zrozumieć, prawda? Ale to temat na osobną dyskusję, której już niedługo wspólnie z Beatą podejmiemy się na blogu w nowym cyklu! Natomiast z tego miejsca, chcę zostawić tylko krótki optymistyczny przekaz... Jeśli nie odnajdujecie się w codziennych "ojczystych" rozmowach może to znak, że macie ukryte talenty poliglotyczne, których nie warto zmarnować, bądź też jest to szansa by spróbować rozmów w obcym języku, aby podnieść poczucie własnej wartości i uwierzyć, że "diabeł malowany w rozmowach wcale nie jest taki straszny" !K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz