czwartek, 20 grudnia 2018

PROTEST NAUCZYCIELI, CZYLI O CO CHODZI I CO MA DO TEGO HISZPANIA

    

  
  Od kilku dni cały internet i media grzmią w związku z tematem protestu nauczycieli. Nie chciałam brać udziału w tej dyskusji, tym bardziej, ze okres przedświąteczny raczej związany jest z radością i pozytywnymi informacjami,  ale skoro już mam to pedagogiczne wykształcenie...
Właśnie, pedagogiczne wykształcenie, którego wykorzystania w praktyce od jakiegoś czasu unikam jak ognia. (Mam tutaj na myśli, pracy zawodowej na powiązanym stanowisku.)pómulo, że lubię pracę z dziećmi, pracując w przedszkolu udało mi się wytrzymać niespełna miesiąc, po czym powiedziałam sobie, że nigdy więcej tam nie wrócę. Szkolne praktyki też mnie nie zafascynowały, wręcz przeciwnie, zniechęciły do wykonywania tego zawodu. Praca w domu dziecka w tym przypadku z trojga złego była najbardziej zadowalająca, ale też jakby nie patrzeć to rodzaj funkcji pełnienia obowiązków  nauczyciela. I wcale nie chodzi tylko o zarobki, które jak zapewne wiecie nie umywają się do pracy, którą wykonują nauczyciele, chodzi o coś znacznie ważniejszego.

 Uprzedzam, że nie mam zamiaru powtarzać tych wszystkich informacji, które ostatnio słyszymy na każdym kroku.... O liczbie przepracowanych godzin, dodatkowych obowiązkach, godzinach dyrektorskich, niewspółmierności itp... Nie, nie! Chcę wysnuć tylko drobną refleksję połączoną przy okazji z porównaniem standardów pracy nauczyciela w Hiszpanii, bo skoro już tu mieszkam myślę, że warto o tym wspomnieć.
   Pomimo, że staram się nie utożsamiać z całym gronem pedagogów, to popieram i rozumiem całe to zamieszanie. Rzeczą normalną jest, że pracownicy jak w każdej innej profesji chcą po prostu być szanowani. A szacunek wyraża się między innymi w comiesięcznej pensji. Każdy zawód wymaga jakiś poświęceń, w każdym z nich czasem robimy nadgodziny, każdy z nich jest stresujący i nie zawsze cała wykonywana praca i obowiązki idą po naszej myśli. To normalne! Rzeczą, nad która najbardziej ubolewam to to, że nie każdy zawód wymaga takiej odpowiedzialności. Moim zdaniem jest to najważniejsza  przesłanka do tego, aby walczyć o zwiększenie płac. Nie każdy bowiem byłby w stanie podjąć się pilnowania na raz często dwudziestki małych dzieciaków. Można zarządzać liczną grupą ludzi dorosłych, i w jakimś stopniu ponosić za nich odpowiedzialność. Pamiętajmy  jednak, że osoby te są już ukształtowane , a przynajmniej powinny być. Inacze sprawa ma się z maluchami. Nie dość, że na nauczycielach spoczywa obowiązek przekazania wiedzy, która z roku na rok jest coraz większa i często zwyczajnie przekracza możliwości maluchów ( a nie perdon, przecież chcemy mieć najinteligentniejsze przyszłe społeczeństwo - zapominając o zbawiennym wpływie zabawy i czasu wolnego) to pamiętajmy, że to nauczyciele pilnują dzieci. Są przy ich każdym potknięciu, które czasem może okazać się bardzo niebezpieczne, przy każdej bójce z kolegą o zabawkę, gdzie istnieje ryzyko wypadku( osobiście sama doświadczyłam tego w przedszkolu) przy każdej wycieczce podczas przechodzenia przez ulice, przy każdym posiłku, gdzie maluch może zachłysnąć się jedzeniem, przy huśtaniu się na krzesełku czy bieganiu po korytarzu przy schodach. Pamiętajmy przede wszystkim o tym!

A teraz jak się mają sprawy w Hiszpanii ...

    Oczywiście różnic w wykonywaniu zawodu nie ma żadnych. Głównym przesłaniem jest kształcenie dzieci, przekazywanie im wiedzy, kształtowanie prawidłowych postaw i zachowań a także kreowanie poczucia własnej tożsamości. Zasadniczo sporna kwestia zaczyna się, gdy mówimy o podejściu społeczeństwa do roli i pracy jaką wykonuj nauczyciel. W Hiszpanii jest to osoba przede wszystkim zawód szanowany, czego tak bardzo brakuje w Polsce. Szanowany na każdej płaszczyźnie.

Zacznijmy od tego, że sama edukacja i proces zatrudniania nauczycieli przebiega trochę inaczej. Oczywiście wymagane jest posiadanie odpowiednich kwalifikacji, które potencjalni kandydaci zdobywają na studiach, zarówno licencjackich jak i magisterskich. Wspomnę tylko, że studia w Hiszpanii są płatne, stad też odnosząc się do przypadku nauczycieli istnieje większe prawdopodobieństwo, że osoba wybierająca daną profesję, rzeczywiście marzy o wykonywaniu tego zawodu. W końcu w większości, gdy musimy za coś płacić nie robimy tego jedynie po to by wydać  pieniądze? 
Jednakże proces rekrutacji do placówki oświatowej nie jest już tak oczywisty (omówię sytuację związaną ze placówkami publicznymi, w prywatnych wiadomo, jak wszędzie.... ).Tak więc, aby pracować w danej placówce oświatowej, oprócz posiadanych studiów niezbędne jest zdanie  specjalnych, niełatwych egzaminów, wykazujących, że faktycznie nadajemy się do tego zawodu. Egzaminy te organizowane są przez każdą prowincję osobno i ważne tylko na jej terenie. Gdy potencjalny kandydat uzyska pozytywny wynik egzaminu dostaje się na listę pracy. Następnie według określonej punktacji osoby odpowiedzialne za rekrutację dzwonią do wybranych kandydatów z oferta pracy. Niekiedy może się okazać, że zaproponowany etat znajduje się 400 km od  miejsca zamieszkania a na dodatek jest to jedynie zastępstwo. Czy opłaca się więc przyjmować taką ofertę? Zazwyczaj tak. Poprzez taką " aktywną praktykę zdobywa się kolejne punkty, dzięki którym nauczyciel może przemieszczać się w górę listy, a tym samym z czasem liczyć na coraz to lepsze oferty. W efekcie, po kilku latach uzyskuje stałą, w zasadzie dożywotnią pracę w miejscu, które mu odpowiada. Jeżeli nawet szkoła zostanie zamknięta prowincja ma obowiązek przeniesienia nauczyciela do innej szkoły. 
I tu moja krótka refleksja... świadomość rzetelnego sprawdzania posiadanej wiedzy i  długotrwały proces rekrutacyjny pozwalają przetrwać tylko tym z osobom, które rzeczywiście pragną pełnić zawód nauczyciela, a długotrwała "walka" o stanowisko rzeczywiście się opłaca.

  A teraz to,co pewnie wszystkich najbardziej interesuje a jednocześnie prowokator omawianego tematu, czyli zarobki.
A więc wynagrodzenie nauczyciela w szkole publicznej to, uogólniając ok.1300 euro w zależności od prowincji. Kwota  ta oczywiście wzrasta wraz ze stażem pracy. I tak po przepracowaniu 5-10 lat nauczyciel może liczyć na wynagrodzenie rzędu 2000 euro.Jak zapewne domyślacie się, w  placówkach prywatnych, bądź publiczno -  prywatnych, bo takowe też istnieją zarobki te są adekwatnie wyższe. Czy warto więc być nauczycielem ? Zostawiam Was sam na sam z refleksją.

    Na podsumowanie napiszę tylko, że ludzie mają to do siebie, że lubią narzekać. Zarówno w Polsce jak i w Hiszpanii nauczyciele również skrupulatnie się do tego stosują. Pamiętajmy jednak, że "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" i porównując się z lepszymi od siebie, zawsze będziemy mieć pretekst do samokrytycyzmu.

K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz