piątek, 5 października 2018

JAK ZOSTAŁAM AUPAIR


    
    Tak jak wspomniałam, od jakiegoś czasu w mojej głowie krążyły pomysły wyjazdu za granicę. Nie miałam jasno sprecyzowanych planów, ale wiedziałam, że chcę spróbować czegoś nowego, czegoś, czego dotąd nie miałam okazji doświadczyć. Jedyne co mniej więcej miałam na uwadze to kierunek moich podbojów... a mianowicie jakżeby inaczej jak nie słoneczna Hiszpania, a dokładnie Andaluzja.
    A teraz od początku... Wszystko zaczęło się dokładnie rok temu. Rok temu, 8 maja stworzyłam konto na stronie www.aupairworld.com. (Uprzedzając pytania, rekrutacja na tej stronie nie odbywa się poprzez żadne agencje, same nawiązujecie kontakt z rodzinami. Wtedy jeszcze nie sądziłam, że moje plany się ziszczą).
Na tamtą chwilę była to chyba odskocznia, że zrobię coś szalonego, coś niezwykłego, bowiem wszystkie moje pomysły na życie się wyczerpały. Teraz dopiero widzę, że mentalnie nie byłam jeszcze gotowa na wyjazd, ale o tym później.
    Pach! Po około tygodniu od wykreowania profilu odezwała się jedna rodzina. Pamiętam, że byłam strasznie podekscytowana. Po pierwsze  ktoś napisał, po drugie musiałam w moim mniemaniu zrobić powalające wrażenie znajomością angielskiego, co w moim przypadku graniczyło trochę z cudem, ale jako perfekcjonistka.. no cóż..., po trzecie moja wizja wyjazdu  zaczynała stawać się realna. Po kilku dniach zbierania się do odpowiedzi, wydukałam maila z odmową. Niestety moja rodzinka była z Barcelony, wiec za namową rad innych AuPairek udzielających się na forach "nie bierz pierwszej lepszej rodziny" postanowiłam poczekać i zobaczyć jak w ogóle funkcjonuje ta strona. Z biegiem czasu dostawałam coraz więcej wiadomości( zapotrzebowanie jest największe w wakacje, gdy dzieciaki mają wolne od szkoły, a rodzice muszą pracować). Kilka nawet trafiło się z mojej wymarzonej Andaluzji, jednak jakoś tego nie czułam, pomimo że kilka rodzin wydawało się bardzo sympatycznych. Czekałam ,czekałam i czekałam, a w moim życiu nadal nic się nie zmieniało... i tak minął rok. Swoją drogą ciągle miałam jakieś wytłumaczenie, by odwlekać wyjazd. Jakieś rozpoczęte studia, jakaś dorywcza praca, nieobroniona magisterka... w sumie nic konkretnego, ale w moim zamyśle jakiś punkt zaczepienia. W końcu mój mózg osiągnął apogeum stagnacji.Rzuciłam wszystko. Kupiłam one way ticket do Malagi z myślą " Jakoś to będzie !". Ok, nie chce ukrywać, że miałam też znajomych w Hiszpanii, więc może nie był to aż taki szalony wyjazd, bo zawsze czułam, że gdy nie znajdę dachu nad głową mogę przekimać u nich kilka nocy. Ale wracając do tematu, nie wiem czy to opatrzność czy powiedzenie, które w moim przypadku często się potwierdza -  głupi ma szczęście, ale na drugi dzień od zabookowania biletów odezwała się kolejna rodzina, w dodatku z miasta, w którym mieszkali wspomniani znajomi. Żebyście zobaczyli wtedy moją minę! W końcu poczułam to " coś". Po wymianie kilku wiadomości i rozmowach przez Skype wiedziałam, że to właśnie ich szukałam i chyba na nich czekałam. Nie przyznając się do mojego zakupionego biletu,ustaliłam termin przyjazdu na kolejny miesiąc. 8 maj 2018 r. to będzie pamiętna data w moim życiu. W końcu opuściłam bezpieczną skorupkę i zrobiłam krok, ku lepszemu życiu, przynajmniej tak sądziłam. Dzisiaj jestem pewna, że to była jedna z najlepszych decyzji!




   A teraz trochę o rodzinie i pierwszych dniach z nimi spędzonych. Jak już wspomniałam czułam, że nadajemy na tych samych falach. Moja "nowa mama" bardzo przypominała mi moją własną zarówno z charakteru jak z i wyglądu. Nie ukrywam trochę mi imponowała, bo to taka kobieta biznesu a jednocześnie oaza ciepła i spokoju. Gdy pojawiałam się w domu pierwszego dnia, długo razem rozmawiałyśmy na temat schematu funkcjonowania rodziny, upodobań..., generalnie o życiu. Zapoznałam się też z dzieciakami :10 - letnią Martiną i 13 - letnim Pablo oraz tatą. W domu miałam własny pokój a nawet łazienkę( to w Hiszpanii też jest popularne).Wiadomo pierwsze dni były dla mnie trochę hmm dziwne. Jako niezależna indywidualistka musiałam zmienić swoje dotychczasowe przyzwyczajenia i wrócić na garnuszek mamusi - z tym, że w nowej odsłonie. Generalnie czułam się dobrze, pomimo, że wciąż byli to dla mnie obcy ludzie. Oczywiście wszyscy podkreślali, że od tej chwili jestem członkiem ich rodziny i będą się starać, żebym tak właśnie się czuła.Wszystko to było prawdą. Obecnie czuję jakby dzieciaki były moim rodzeństwem a dorośli, może nie jak rodzice, ale jak bliscy przyjaciele.
   Co do obowiązków, bo wiem, że sporo dziewczyn się tym interesuje. W moim przypadku nie miałam określonego schematu dnia, tzn. godzin. Wszystko miało odbywać się "domowo". Generalnie rodzice chcieli tylko, aby dzieciaki nie były same w domu, a przy okazji mogły podszlifować swój angielski i otwierać się kulturowo. Gdy przyjechałam do Hiszpanii, trwał jeszcze rok szkolny. Do moich obowiązków należało obudzić dzieci, przygotować im śniadanie i przekąski do szkoły. Następnie zaprowadzałam Martinę do szkoły, a później ją odbierałam. P ablojest na tyle duży, że sam do niej chodził i wracał. Obiad cała rodzina jadła u babci, która mieszkała tuż obok naszego domu. Dla mnie idealnie, bo zachowałam trochę swojej niezależności i mogłam sama sobie gotować. ( Yolanda zawsze pytała mnie jakich produktów potrzebuję, gdy jechała na zakupy, bądź czasami jeździłyśmy wspólnie i wybierałam co chciałam. Oczywiście do tej pory jest to dla mnie trochę krępujące. Pocieszam się tym, że praktycznie zawsze nasze upodobania się pokrywają. Poza tym rodzinka, jest takim samym łasuchem jak ja, wiec zawsze mamy pełne szafki czekolady ;D). Tak więc, do południa miałam wolne, a popołudnia spędzałam na zabawach z dziećmi czy odrabianiu z nimi lekcji - część przedmiotów w ich szkole była prowadzona w j.angielskim. Wieczory też miałam wolne, ale bardzo często zostawałam z rodziną i wspólnie spędzaliśmy czas biesiadując przy kolacji. 
    Obecnie, w okresie wakacji przeprowadziliśmy się do mieszkania nad morze( w moim mieście jest bardzo popularne, że ludzie mają dwa domy) i zajmuję się dziećmi tylko do południa i dodatkowo częściej przygotowuję im posiłki. Zazwyczaj jednak mama szykuje konkretne rzeczy dzień wcześniej. Na moje szczęście rodzice pracują tylko do godziny 14.00 więc popołudnia mam wolne.Jak wcześniej ustaliliśmy weekendy również mam do swojej dyzpozycji. Chyba, że rodzice czasem poproszę mnie o chwilkę pozostania z dziećmi, ale to wszystko jest do dogadania, jak w rodzinie. Zazwyczaj każdy weekend staram się maksymalnie wykorzystywać i zwiedzać Hiszpanię, traktując to tak, jakbym nigdy więcej mogła nie mieć takiej możliwości. Można by pomyśleć same zalety, jednak... jak na polkę przystało musiałam znaleźć coś do pomarudzenia. Uwaga padło na... na... na... (buduję napięcie!!!) na to, że dzieciaki nie lubią plaży. Ok, czasem chodzimy na basen, ale to też z wielkim przekonywaniem, bądź zależnie od tego czy są ich przyjaciele - wtedy wyściubiamy noski z naszej pieczary. W ramach żartu, w takim trybie zastanawiam się kiedy na mojej skórze pojawi się ta wymarzona śródziemnomorska opalenizna. To tak w wielkim skrócie. W kolejnych postach postaram się opisać szczegółowo jak spędzamy czas wolny, na temat zabaw, do których już nie mam pomysłów, bo chyba wykorzystałam wszystkie swoje kreatywne możliwości pani pedagoszki i inne tego typu rzeczy organizacyjne. 




    Co więcej, za pewnie wiecie, że dziewczyny dostają drobne kieszonkowe w ramach rekompensaty za prace. Czytałam na wielu forach, wiele negatywnych komentarz na ten temat. Przypominam jednak, że w większości, stawki z założenia są obligatoryjne dla danych krajów,a program ma charakter nie tyle pracy, co wymiany kulturowej. Ja jednak od niedawna staram się być 97% optymistką i widzę to w ten sposób.Jako niedoszła Pani przedszkolanka w jednej z warszawskich placówek zarabiająca kwotę X ( mniej więcej każdy może sobie przeliczyć pensję tejże profesji w naszym kraju), musząca wynająć sobie pokój ( mniej więcej każdy wie jak obecnie rozkładają się ceny pokoi w stolicy)i kupić coś do jedzonka, a od czasu do czasu wychodząca na polską fiestę uważam, uwaga, uwaga... że wolę żyć w Hiszpanii za to drobne kieszonkowe, bo wcale ta kwota wielce nie różni się od dotychczasowych zarabianych pieniędzy po odliczeniu wyżej wymienionych " przyjemności".
   Nikogo nie namawiam na Hiszpanię, bo traktuję ją jako mojego osobistego bzika, ale uważam, że ten kraj jest świetnie rozwinięty pod względem omawianego programu. Podejście ludzi też znacznie różni się od ludzi mieszkających w innych krajach( zaznaczę, że opieram się tylko na wiedzy pochłoniętej z internetów). Warunki mieszkaniowe... jeszcze nie słyszałam o narzekających AuPairkach w tej kwestii. No i słońce... czy można wymarzyć sobie coś więcej ?
   A co do hiszpańskiego... rok temu zapisałam się na miesięczny intensywny kurs. Ok, jakieś podstawy miałam, ale przy rozmowie face to face byłam w stanie wydusić z siebie tylko niezdarne " Hola! Que tal?". Moja rodzina od początku wiedziała, że nie znam hiszpańskiego a z angielskiego też nie jestem nativem. To jednak nie było przeszkodą. Najważniejsze, żebyśmy się wzajemnie rozumieli i mieli jak to moja  nowa mama podkreślała " good feelings". I tak też było (dlatego warto przeprowadzić wcześniejsze rozmowy na skype). Moje dzieciaki o tyle dobrze, że rozumiały angielski, a jeśli jakieś słówko nie było im znane zawsze porozumiewaliśmy się na migi, bądź w jakiś inny kreatywny sposób. O to nigdy się nie bójcie! Swoją drogą w Hiszpanii jest bardzo duże zapotrzebowanie na AuPairki potrafiące posługiwać się angielskim. Rodzice starają się zapewnić lepszą przyszłość swoim pociechom, co jest na duży plus. Z drugiej strony jak zapewne wiecie w Hiszpanii angielski jest trochę na innym poziomie, wiec śmiało wasz B2 będzie dla nich zaawansowany.




   Wspomnę tylko, że na początku przyjazdu bardzo chciałam zapisać się na kurs hiszpańskiego, jednak w moim mieście wszystkie kursy w tym okresie były płatne i to czasami sporo, bo nie oszukujmy się nie mas aż tak dużego zapotrzebowania,aby tworzyć duże grupy, stąd ceny za godzinę rozkładają się od ok.11-15 euro. Moja nowa mama zrobiła jednak research i pomogła zapisać mi się na darmowy kurs, który rozpocznę we wrześniu. Na razie swój hiszpański ćwiczę z przychodzącą do naszego domu panią sprzątaczką, która jest niesamowitą gadułą i w tym przypadku na moje szczęście nie zna angielskiego. I wiecie co, chyba taki  żywy sposób nauki jest najlepszy do szybkiego poznania potocznego języka. Jednak wszystko jak zawsze zależy od motywacji -  mnie ta forma zmuszania do rozmowy bardzo,ale to bardzo pomogła!
    Program AuPair moim zdaniem to świetna okazja, by spełnić swoje marzenia o podróży do danego kraju a zarazem poznać obyczaje w nim panujące w naturalny i beztroski sposób. Zapewniam, że to dużo więcej niż dają wakacje all inclusive! Jak sami wiecie funkcjonuje on w bardzo wielu państwach a zbiegiem lat staję się coraz bardziej popularny więc jest w czym wybierać. Może marzą wam się zagraniczne wakacje a przy tym lubicie dzieci? A może chcecie otworzyć sobie furtkę do pozostania na obczyźnie na dłużej? Niezależnie od pobudek jest to moim zdaniem jedna z lepszych opcji! 
   Tym akcentem chyba zakończę, bo nie chce Was zanudzać. Po 3 miesiącach pobytu w mieście słońca, fiesty i sjesty tak jak już wspominałam i napiszę to jeszcze raz. Uważam, że to jedna z najlepszych decyzji jaką podjęłam. Wszystko bowiem zależy od motywacji. Czasami jednak warto poczekać na odpowiedni moment. Moja rada, nic na siłę... Jeśli zastanawiasz się nad wyjazdem, daj sobie czas jeśli w pełni tego nie czujesz, nie sugeruj się wiekiem, ani presją podejmowania decyzji. Poczekaj aż w Twoim życiu wydarzy się coś, co pomoże Ci ją podjąć, czy też odwiedzie Cię od tego pomysłu. Nic w tym złego. Na swoim przykładzie mogę zasugerować tylko, że najlepsze decyzje podejmujemy, podczas gdy myślimy że w naszym życiu jest tak źle, że gorzej być nie może. Ale tę dziedzinę zostawię szerzej do opisania Beacie, bo u niej przez ten czas też wiele się zadziało. A co takiego dowiecie się już niedługo.  
   Ode mnie jeszcze tylko dwa słówka. Jeśli macie jakieś doświadczenia z programem AuPair albo pytania z nim związane zapraszam do komentowania. Obecne i przyszłe AuPairki łączmy się !
K.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz